niedziela, 7 czerwca 2015

Luhan (EXO) "Idealny świat i dżin, który może wszystko..."




To jeden z moich scenariuszy typu „Czemu by nie dodać do opowiadania czegoś zupełnie nieistniejącego/fantastycznego??”


 *Uwaga! Wiem, że się mnie zaraz uczepią. Zdaję sobie sprawę, że po samobójstwie nie trafia się do nieba (chyba), ale przypominam, że jest to mój pomysł i fabuła.*


Scenariusz napisany dla Nutella ;)


Enjoy~


Wtorek. Było już chwilę po północy, a ty wciąż siedziałaś w parku. Nie miałaś najmniejszej ochoty wracać do domu. Spóźniałaś się już dobre kilka godzin, więc tym bardziej bałaś się zobaczyć swojego ojca. Mamy już dawno z wami nie było. Umarła na twoich oczach, gdy ty – mały berbeć – miałaś zaledwie 8 latek. Kiedyś chciałaś mieć siostrę, żeby nie być aż taką samotną. Jednak szybko odsunęłaś od siebie tę myśl, wiedząc, że tata zrobiłby jej to samo co tobie. Po śmierci żony po prostu się stoczył. Jakby z górki. Zatrzymał się dopiero na alkoholu. I tak zostało do teraz. Minęło 10 lat. Ty nadal z nim mieszkałaś. Nie pojmowałaś jak mogłaś nie uciec wcześniej. Przecież on stawał się niebezpieczny. Gdy napity wracał do domu, ty już wiedziałaś, że tę noc spędzisz z nim… w jednym łóżku… A jeśli nie, okaleczy cię na tyle boleśnie, że nie będziesz mogła się ruszać. Tak mijały te wszystkie dni. Spokojne dni, okropne noce… Byłaś niepełnoletnia, ba… nadal jesteś. Zostało kilka dni do twoich urodzin. 
W telefonie co chwilę wyświetlały ci się nieodebrane wiadomości. Po chwili zastanowienia, wiedziałaś dlaczego wcześniej nie opuściłaś tego domu. Miałaś nadzieję… Te głupie uczucie, że będzie lepiej… Nie opuszczało cię nigdy. Zawsze było. Ujawniało się wtedy gdy było ci najciężej. Wmawiałaś sobie „dobrze, skoro teraz jest najgorzej, to może być już tylko lepiej”. Tylko, że nie było. Czekałaś na ten moment, kiedy twój ojciec obudzi się z tego, jak z sennego koszmaru. Twoje oczekiwania nie spełniły się w rzeczywistości. Nadzieja utrzymywała cię przez tak długi okres czasu. Czyli od śmierci mamy do dzisiaj. Dzisiaj, nie wiadomo z jakiego powodu coś w tobie pękło. Niby dzień jak co dzień, a jednak to dziś straciłaś to uczucie, że on się zmieni. Jedyne co pozostało ci zrobić to uciec. Teraz, gdy nie miałaś już żadnych wyrzutów. Dlatego w tej chwili tam siedziałaś i myślałaś co dalej. Myślałaś i myślałaś, ale nic sensownego nie przychodziło ci do głowy. Rozejrzałaś się po okolicy. Niedaleko znajdowało się jezioro a nad nim wysiał most. To jest jakieś rozwiązanie. – Pomyślałaś. Chciałaś wstać i pójść w tamtym kierunku, ale o mało co nie spadłaś z ławki widząc, że masz towarzysza. Wzdrygnęłaś się widząc go, ale nie krzyknęłaś. Nie miałaś na to siły. Siedział na drugim końcu ławki opierając rękę o podbródek. Wydawał się wysoki, miał jasne włosy, dziewczęce rysy twarzy. Jego oczy były zamknięte, więc uznałaś, że śpi.
- Emmm przepraszam. – Szturchnęłaś go lekko palcem. Mężczyzna od razu się obudził i ziewnął. Przetarł powieki i wstał, rozciągając się.
- Jak długo spałem? – Spytał się. Nie wiedziałaś czy to do ciebie i nie wiedziałaś, czy możesz mu odpowiedzieć.
- No może kilka minut… - Powiedziałaś zdezorientowana. Odwrócił się do ciebie, słysząc twój głos. Stanął prosto i wylustrował cię ciekawskim wzrokiem. Poczułaś się co najmniej niezręcznie. Chłopak myślał się przez chwilę. Patrzyłaś się na niego i zastanawiałaś co robi. On podszedł do ciebie i zaczął ci machać ręką przed twarzą. Od razu się speszyłaś i odsunęłaś do tyłu.
- Ej co ty robisz?! – Wrzasnęłaś.
- Przepraszam, musiałem sprawdzić. – Nabąknął szczęśliwy.
- Co sprawdzić?
- Czy mnie widzisz. – Odpowiedział prawie natychmiast.
- Nie jest aż tak ciemno. – Prychnęłaś. Czy on cię uważa za głupią.
- Nie o to chodzi. – Zaśmiał się i przysiadł się do ciebie. Uznałaś go za świrusa, ale niech siada. Pewnie ma tak samo nieciekawe życie jak ty. Nastała chwilowa cisza, podczas której on nad czymś myślał. Spojrzałaś na niego ukradkiem, żeby stwierdzić, że jest bardzo przystojny.
- Jak masz na imię? – Spytał. Wzdrygnęłaś się słysząc tak nagle to pytanie. Rozsądek podpowiadał ci żeby nie odpowiadać, ale kto by go teraz słuchał. I tak zaraz miałaś iść na most i podjąć jedyną - twoim zdaniem – racjonalną decyzję w swoim życiu.
- _____________. -  Powiedziałaś.
- A ja Luhan. – Odpowiedział. – Czego byś najbardziej chciała? – Zadał drugie pytanie.
- Że co?
- Czy jest coś o czym marzysz. – Wytłumaczył. Po co chce to wiedzieć. To nie jest nikomu w tej chwili potrzebne.
- Po co mówić o tym czego by się chciało, skoro to i tak się nie spełni. – Wyszeptałaś. Luhan usłyszał wszystko na co tylko prychnął. Uznałaś to za zniewagę.
- Co? Nie odpowiedziałam na twoje pytanie, a ty już na mnie prychasz? – Zbulwersowałaś się.
- Nie o to chodzi. – Szybko zaprzeczył, trochę przestraszony. – Mówisz, że to się nie spełni, ale czasem zdarzają się wyjątki. – Mówił powoli i bardzo przekonująco.
- Mimo, że każdy jest kowalem swojego losu, niekiedy są ludzie… a może nie ludzie… emmm jesteśmy my, którzy pomagają ludziom spełnić ich najskrytsze sny. – Wytłumaczył.
- Jesteś dziwny, nie rozumiem cię. – Odpowiedziałaś natychmiast. Mężczyzna westchnął.
- Jestem tu, aby spełnić twoje 3 życzenia. – Objaśnił tak, że każdy by w tej chwili zrozumiał. Ty na to wybuchłaś śmiechem. Nie mogłaś się po prostu powstrzymać. Spotkałaś napitego chłopaka, który wmówił sobie, że jest dżinem. Złapałaś się za brzuch, bo powoli zaczynał cię boleć. Luhan patrzył na ciebie z powagą w oczach dopóki nie przestałaś się śmiać.
- Hahaha to było dobre… - Wycedziłaś po chwili.
- To nie żart. – Powiedział.
- Koleś, co ty chcesz mi powiedzieć, że jesteś dżinem? To gdzie masz…. No nie wiem… Gdzie masz swoją lampę? – Skleciłaś na szybko jakieś pytanie.
- W jakich czasach ty żyjesz? To jest XXI wiek. Na cholerę mi lampa. – Odpowiedział zdenerwowany. Po tym ucichłaś. Siedziałaś tak przez chwilę myśląc o tym co powiedział.
- No cóż, dzięki za rozmowę Luhan. Fajnie było się z ciebie pośmiać, ale teraz muszę już iść. – Odpowiedziałaś i wstałaś szybko.
- Dokąd idziesz? – Zdążył spytać.
- Sama nie wiem, dokąd trafię po tym co zrobię. – Nabąknęłaś tylko i poszłaś przed siebie. Nie widziałaś już przerażonej miny swojego znajomego. Byłaś zdeterminowana, poza tym nic innego ci nie zostało. Kiedy spojrzałaś w dół na moście, poczułaś jak uginają się pod tobą nogi. To nie takie proste jakby się wydawało. – Pomyślałaś. Kilka minut temu – pewna siebie, teraz – trochę mniej. Westchnęłaś i próbowałaś uspokoić swój oddech. Postawiłaś nogi na barierkach. Jedyne co wystarczyło zrobić, to się wychylić.
- Tak jak w Titanicu…Z tą różnicą, że ja spadnę i nikt nie będzie mnie ratował. – Powiedziałaś do siebie. Zamknęłaś oczy i ujrzałaś swoją mamę. Ten jedyny moment, który pamiętasz z życia z nią. Ty leżysz w łóżku, ona czyta ci książkę. Nie kojarzysz o czym ona była. Wiesz jedynie, że właśnie skończyła ją czytać, całuje cię w czoło i gasi światło…Tyle pamiętasz…
- Po drugiej stronie będzie lepiej… - Szepnęłaś do siebie i… wychyliłaś się. Ciężar przeniósł się na górną część twojego ciała i zleciałaś prosto w dół. Wstrzymałaś oddech po czym uderzyłaś z całą siłą w dno jeziora. Było na tyle późno, że nikt tego nie widział. Nikomu nie powiedziałaś, że idziesz skoczyć. Straciłaś przytomność, a kilka minut później utonęłaś na samym środku jeziora.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

- Dzień dobry pani. – Usłyszałaś ciche echo, które cię witało. Jakieś głosy w twojej głowie mówiły do ciebie. Otworzyłaś oczy i… no właśnie. Otworzyłaś oczy… Czy ty czasem nie umarłaś??
- Wszystko w porządku? – Znów usłyszałaś ten głos mówiący do ciebie. Przed oczami miałaś światło, do którego stopniowo się przyzwyczajałaś. Po kilku sekundach zobaczyłaś przed sobą chłopaka. Krótkie, czarne włosy, miła twarz, nieskazitelnie czysta, całe białe ubranie.
- Wszystko w porządku? – Spytał po raz drugi. Poczułaś, że leżysz na czymś miękkim. To łóżku. Całe białe… I byłaś w jakimś pokoju, też całym białym. Ogólnie to wszędzie była biel. Spojrzałaś na swoją piżamę. Czemu mam na sobie piżamę? Białą?
- ___________. – Chłopak zawołał cię po imieniu. Przecież go nie znasz. Skąd cię zna?
- T…tak? – Zareagowałaś w końcu.
- Jak się czujesz? – Spytał z troską. Martwił się o ciebie, ale kto to do cholery jest???
- Co ja tu robię… - Szeptałaś do siebie. Oczywiście on siedział na tyle blisko, że wszystko słyszał.
- Gdzie jest to ”tu”. Dlaczego mam piżamę i…i jest dzień. – Spojrzałaś za okno. Słońce jasno świeciło.
- Ale wtedy była noc i ja spadłam… w dół. – Nie mogłaś uwierzyć w to gdzie byłaś. Nie wiedziałaś nic. Ty przecież umarłaś.
- Odratowali mnie? – Spytałaś już głośniej i na to chłopak się zaśmiał.
- Daj spokój. Pewnie, że nie. Jesteś martwa. – Odparł z uśmiechem. Spojrzałaś na niego przerażona jego reakcją. Jak on może mówić o śmierci z takim wyszczerzem. Ba, przecież ty mówisz, czujesz, poruszasz się. O co chodzi…
- Co to za miejsce? – Twój towarzysz wstał i wyciągnął do ciebie rękę. Nie wiedziałaś co zrobić. Znasz ten gest. Wiesz, że on chce, żebyś poszła z nim, ale dokąd… Niepewnie zeszłaś z łóżka, cudem pełna sił i zdrowa. Podałaś mu dłoń i ruszyłaś za nim. Wyprowadził cię ze śnieżnego pokoju do śnieżnego korytarza. Czemu wszystko tutaj jest białe??? Zastanawiałaś się. Poszliście schodami w dół, chociaż obok była winda. Po drodze czytałaś wszystkie znaki. Było ich mnóstwo a były to głównie imiona i nazwiska ludzi, których nie znałaś. Na każdym piętrze znajdował się ten sam drogowskaz. Kierował on do kostnicy. Każde piętro, oddział. Wszędzie ten sam napis. Zeszliście na sam dół. Policzyłaś, że spałaś na szóstym piętrze a schodząc wcale się nie zmęczyłaś. To dziwne. Chłopak przeprowadził cię przez recepcję i wyprowadził na dwór. Kiedy to zobaczyłaś oniemiałaś z wrażenia. Znajdowałaś się w swoim rodzinnym mieście, w Seulu. Mieszkałaś tu całe życie, a budynek, z którego wyszłaś to szpital miejski. Nie rozpoznałaś go przez tą nieskazitelną biel otaczającą wszystko. Brudne ulice, pozamykane sklepy, zepsute latarnie. Obraz otoczenia zmienił się, choć to nadał był Seul. Niestety odpowiedź na pytanie „gdzie jesteś” nie ułatwiła ci zrozumienia całej tej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Pogorszyła całą sprawę. Przyjrzałaś się twojemu towarzyszowi. Wyglądał trochę jak anioł. Jakby nie człowiek. Wyczuł, że mu się przyglądasz, więc podszedł do ciebie spokojnie.
- Ah racja. Zapomniałem się przedstawić. Możesz mi mówić Lay. – Powiedział przyjaźnie patrząc ci prosto w oczy. – Wybacz, że tak od razu sprowadziłem cię na zewnątrz.
- N..Nic się nie stało. – Zająknęłaś się przy nim. Skłamałaś. Dużo się stało. Nic nie było tak jak powinno być.
- Czy to na pewno Seul? – Spytałaś niepewnie. Miałaś wrażenie, że tak. Chociaż nie byłaś pewna.
- Seul? Nieeeee… To coś większego… Coś co wykracza poza wyobraźnię zwykłych ludzi. To świat przeznaczony tylko dla ciebie.
- Więc co to takiego?
- To jest niebo… - Skończył Lay. – Miejsce idealnie, w którym zawsze jest czysto i schludnie, gdzie słońce nigdy nie zachodzi i gdzie się nie męczysz… – Opowiadał dalej. Słuchałaś go, ale myślami byłaś przy niebie. Zawsze zastanawiałaś się czy istnieje. Jednak kiedy skakałaś do jeziora, ta kraina była ostatnią rzeczą, o której mogłaś pomyśleć. Seul w lepszej wersji. Tak wygląda dla ciebie niebo…
- Skoro to jest niebo to… kim ty jesteś? – Spytałaś jeszcze o coś co cię korciło. To rzeczywiście jest anioł?
- Jestem twoim przewodnikiem. Jedyne zadanie jakie dostajesz tutaj to przedstawienie tego miejsca nowo przybyłemu. Każdy kiedyś to zrobi. Ty również, kiedy już ci wszystko wytłumaczę i się oswoisz. – Odpowiedział uśmiechnięty. Odwróciłaś się i przyglądałaś się szpitalowi.
- Tam jest tylko jeden oddział – Kostnica. Tutaj nikt nie choruje?
- Zgadłaś. Ten budynek służy tylko i wyłącznie do przebudzenia się po śmierci. Chodź, musimy iść dalej. – Popchnął cię żebyś szła do przodu.





Przechodziłaś przez to samo miasto, jednak w zupełnie innym wystroju. Każdy się z tobą witał jakby wszyscy się znali, a tak przecież nie było. Szłaś koło dobrze znanych ci sklepów, ale patrzyłaś na nie jakby były ci obce. Ta biel, niewiadomo dlaczego denerwowała cię. Przez ten kolor wszystko było takie samo. Nic się nie wyróżniało. Jedyna rzecz jaka przykuła twoją uwagę to twój własny dom. Kiedy go zobaczyłaś przestraszyłaś się, bo wróciłaś myślami do swojego ojca. Jednak teraz jesteś w zupełnie innym świecie. Lay nic nie mówił. Jedynie odpowiadał na twoje pytania. To też wydawało ci się dziwne. Stanęłaś przed budynkiem z promyczkiem nadziei w sercu. Ona tam jest?
- Ty nie wiesz, czy moja mama tu trafiła, prawda? – Spytałaś swojego przewodnika.
- Wybacz, nie wolno mi ingerować w twoje prywatne życie. – Odparł i po raz pierwszy od kiedy go poznałaś posmutniał. Popatrzyłaś znowu na ten dom. Tu wszystko jest możliwe. Równie dobrze mogła tu nie trafić, lub wyprowadzić się. Bałaś się. Tak cholernie bałaś się zajrzeć i sprawdzić czy masz rację. Nawet jeśli to co byś jej powiedziała… Minęło 10 lat. Ona nie wie jak wyglądasz. Mimo, że miałaś tyle wątpliwości uśmiechnęłaś się. Istnieje życie po śmierci. Idealne życie. Gdzie twoja mama może robić to co zawsze chciała. To pocieszające. Po chwili rozmyślania zdecydowałaś, że chcesz za wszelką cenę postawić stopę w tym domu. Weszłaś przez otwartą furtkę do ogrodu. Zawsze była otwarta, ale nigdy nikt cię nie okradł. Stanęłaś przed drzwiami i nagle coś cię trafiło.
- Nie mam kluczy! Szlag! – Nie spodziewałaś, że kiedyś będą ci aż tak potrzebne.
- Po co? Wszystkie drzwi w niebie są zawsze otwarte… - Powiedział Lay rozwiewając wszelkie wątpliwości.
- Jak to? Przecież to niebezpieczne.
- Czemu niebezpieczne? Nic tu nie jest niebezpieczne. Tu wszyscy się kochają. Nie okradamy się, bo każdy ma to czego chce. – Naprostował cię z uśmiechem na ustach. Nie wiedziałaś dlaczego, ale denerwował cię ten jego wyszczerz.
-Dobrze skoro tak… - Zaczęłaś, ale już nie skończyłaś, bo po prostu pchnęłaś drzwi a one się otworzyły. Zajrzałaś do środka. Było pusto… no i oczywiście biało. Niepewnie weszłaś w głąb korytarza.
- Halo? Ktoś tu jest? – Krzyknęłaś. Nie usłyszałaś nikogo. Przeszłaś do niegdyś twojego salonu. Ułożenie mebli takie samo, śnieg wszędzie. Nic się nie zmieniło. Poza jednym zdjęciem. Stało na komodzie obok telewizora. Pokazywało całą waszą rodzinę. Podejrzewałaś, że zostało zrobione, kiedy miałaś z 5 lat. Rodzice stali i obejmowali się a mama trzymała cię już śpiącą na rękach. Nie widziałaś wcześniej tej fotografii. Nigdy nie wiedziałaś, że można się rozpłakać z tak błahego powodu. A jednak… Poczułaś jak łzy napływają ci do oczu. Pociągnęłaś nosem i wytarłaś ręką kilka kropel spływających ci po twarzy.
- Witaj. Chcesz może coś zjeść? – Usłyszałaś za sobą kobiecy głos. Odwróciłaś się, nie wierząc własnym uszom. W drzwiach od kuchni stała wysoka kobieta ubrana w kuchenny fartuszek. Wyglądała tak samo jak 10 lat temu. Uśmiechała się przyjaźnie.
- Mam mnóstwo jedzenia. Możemy zjeść razem. – Powiedziała wesolutko. Stałaś jak wryta i patrzyłaś na nią. Po chwili kobieta zaśmiała się.
- Jesteś tu nowa, prawda? Spokojnie. To normalne. – Odpowiedziała. Ona mnie nie zna. Nie rozpoznała mnie… moja własna mama… ona tu jest. Została w tym samym miejscu. Ja, ja… W tej chwili nie wytrzymałaś i rozpłakałaś się padając na kolana. Przestraszona rodzicielka pomogła ci wstać. Nie mogłaś przez chwilę złapać oddechu.
- Jak się nazywasz, dziecko? – Spytała mama jak już usadziła cię na fotelu.
- Ja jestem… - Chciałaś się przedstawić, ale pomyślałaś, że przecież ją zawiodłaś… Masz prawie 18 lat. I jesteś w niebie. Gdybyś powiedziała jej prawdę załamała by się. Twój ojciec, twoje samobójstwo. Ona teraz jest szczęśliwa. Po co ją dołować? To idealne miejsce przestanie dla niej istnieć. Jej własna córka skoczyła z mostu w nastoletnim wieku. Nie pozwolisz aby jedyna dobra osoba w twojej rodzinie przestała taką być.
- Nie wiem… - Powiedziałaś po chwili. Kobieta nawet się nie zdziwiła.
- Spokojnie, nie musisz mi mówić. Takie miejsce działa na każdego inaczej. – Odparła i zabrała się za robienie jedzenie.
- Więc będzie nas trójka na obiedzie.
- Trójka? Jak to trójka? – Spytałaś zdziwiona. Ona kogoś ma? Zastąpiła tatę? W niebie tak można?
- Przyjdzie chłopiec, który czasem mnie tu odwiedza. Jest bardzo wyjątkowy. – Zaczęła mówić. – Potrafi poruszać się między niebem a ziemią. – Odpowiedziała.
- Rozumiem. A czy… opowie mi pani o sobie? – Spytałaś grzecznie. Chciałaś wiedzieć jak żyje jej się przez te 10 lat. Dokładnie w tej chwili zauważyłaś, że Lay zniknął. Nie widziałaś go od wejścia do domu. Czyżby już spełnił swoją rolę? Może uznał, że jesteś już wystarczająco doinformowana…..





Byłaś w niebie od jakiś 4 godzin. W tym czasie dowiedziałaś się tylu rzeczy, że sądziłaś, że już nic cię nie zdziwi.
Ani to, że nie ma pieniędzy, każdy ma to co chce,
ani to, że nikt się nie starzeje.
A jednak nigdy byś nie przypuszczała, że chłopcem, który przyjdzie na obiad będzie Luhan – pijak, którego poznałaś za życia. Wasze drugie spotkanie nie zaczęło się zbyt obiecująco. Bowiem już miałaś siadać do stołu, gdy zjawił się on. Mama przyszła żeby go powitać. Po tym stanął jak wryty patrząc się na ciebie a ty nie trafiłaś w krzesło i spadłaś prosto na śnieżno-białą podłogę. Szybko się podniosłaś. Mężczyzna podszedł do ciebie i już miał zrobić najgłupszą rzecz, jaką dało się w tej chwili zrobić.
- Oo, nie sądziłem, że cię tu spotkam ___AAAAUUU!!
– Chciał powiedzieć twoje imię, kiedy ty gwałtownie kopnęłaś go w piszczel a on upadł na ziemię. Rodzicielka patrzyła na was ze strachem. Wytłumaczyłaś, że to przez nie pozałatwiane sprawy na ziemi. Nie do wiary, że w to uwierzyła. Wszyscy usiedli do jedzenia, ale ty nagle straciłaś apetyt.
- Czemu nie jesz? Nie smakuje ci? – Mama wydawała się być zmartwiona twoim stanem. Luhan patrzył na was w ogóle się nie odzywając. Byłaś mu za to wdzięczna. Chciałaś mu zadać mnóstwo pytań, ale nie teraz. Miałaś nadzieję, że na nie odpowie. Może orientuje się bardziej niż Lay.
- Przepraszam. Jeszcze nie oswoiłam się z tym miejscem. – Tym razem nie skłamałaś. Dla innych to miejsce idealne, dla ciebie – kraina bieli i trupów. 
- Mogę pójść do pokoju? – To pytanie wydawało by ci się głupie, ale nie tutaj. Tutaj są wszyscy mili, więc kobieta pozwoliła ci iść nic przy tym nie mówiąc. Pobiegłaś sprintem do swojego pokoju i padłaś na białe łóżko.
- CZEMU WSZYSTKO TUTAJ JEST BIAŁE!?!? – Wykrzyczałaś w poduszkę. Nie rozumiałaś tego. Niby idealny świat, ale dla nich. Nie dla ciebie. Nie odnajdywałaś się tutaj. Byłaś jeszcze bardziej samotna, niż za życia.
- YAAAAAA!!! – Wrzeszczałaś w poduszkę.
- Nie wyżywaj się. To przecież niebo. – Usłyszałaś głos Luhana. Przyszedł tu za tobą.
- Co powiedziałeś mamie, że cię tu puściła? – Spytałaś ciekawa, jak to zrobił.
- Ah więc to twoja mama… To dlatego mnie kopnęłaś. Nie chcesz żeby się o tobie dowiedziała. – Mówił a tobie wcale nie było lepiej. – Było nie skakać z mostu i się nie zabijać. – Przysiadł się do ciebie.
- Nie miałam innego wyjścia. Musiałam to zrobić. – Odpowiedziałaś broniąc się. – A ten świat to nie jest niebo. Nie wiem czy to ja jestem jakaś inna czy to ta kraina, ale... mimo to, że jest tu moja mama nie chcę tu zostać. Każdy się ze mną wita, choć nikogo nie znam. Wszystko ma ten sam kolor, nic nie jest oryginalne. Tu jest… nudno… Nie czuję bólu, zmęczenia, strachu. Tęsknię za tymi uczuciami. Jestem martwa. – Wyszeptałaś ostatnie słowa.
- Nie miałam wyboru… - Dokończyłaś.
- Miałaś mnie. – Odpowiedział Luhan. – Miałaś 3 życzenia. Mogłaś żądać czego chciałaś. Jednak ty nie uwierzyłaś mi i odeszłaś.
- I ty się zabiłeś żeby tu trafić? – Spytałaś z niedowierzaniem.
- Ja jestem żywy. To ty jesteś trupem, który nie ma bladego pojęcia co zrobił.
- Nie dołuj mnie!! – Wsadziłaś głowę w poduszkę, żeby się udusić, ale to nie działało. Nie mogłaś się zabić w niebie. On miał rację. Dopiero teraz wiedziałaś, że siedzi przy tobie dżin. Akurat w tym momencie to on wydał ci się najnormalniejszą osobą  w tym miejscu.
- Zazdroszczę ci. – Przyznałaś. – Możesz tam wrócić. Na ziemię i spełniać życzenia innym. Ja tu zostanę na wieczność. – Zapadłaś się pod ziemię. Teraz gdybyś nadal żyła mogłabyś spać nawet pod mostem byleby tu nie trafić. Nie masz nikogo. Wcześniej też nie miałaś, ale wolałaś tamto życie. Na pewno było ciekawsze.
- Nie musisz zostawać tu na wieczność… - Powiedział po chwili mężczyzna.
- A co? Jest jakiś dłuższy okres czasu niż wieczność? – Spytałaś dla zabawy. Luhan pociągnął cię do siebie, tak że teraz siedziałaś koło niego.
- Skoro tu jestem… i ty również, dam ci szansę. Masz 3 życzenia. Czego najbardziej pragniesz? – Spytał i uśmiechnął się przyjaźnie. Przez chwilę przetwarzałaś informację. On zrobi to dla ciebie? Ty, która była dla niego taka wredna… On może cię stąd zabrać. Masz aż 3 życzenia. Nie zastanawiając się przytuliłaś go z całej siły. Uwierzyłaś we wszystko. Wiedziałaś na co wykorzystać 2 pierwsze życzenia. Mężczyzna zdziwił się twoją nagłą bliskością, ale nie przeszkadzało mu to. Odwzajemnił uścisk i wtulił głowę w twoje długie włosy. Oddychałaś miarowo i było ci coraz cieplej. Wpadł ci do głowy pomysł na ostatnie życzenie, lecz… bardzo ryzykowny. Jednak bardzo chciałaś żeby i to się spełniło.
- Więc ________... – Zaczął Luhan, nie odrywając się od ciebie.
- O czym marzysz? – Zadał to pytanie, na które ty układałaś odpowiedź przez ostatnie kilka minut. Westchnęłaś, wiedząc, że musisz wszystko dobrze ułożyć w zdania.
- Moim pierwszym życzeniem jest, żebym była żywa. Żeby sytuacja na moście w ogóle nie miała miejsca…
Po drugie, chcę aby moja rodzina była taka jak dawniej, kochający rodzice z ich grzeczną córką…
I moje trzecie życzenie… Chcę… abyś został przy mnie… - Szeptałaś mu do ucha swoje życzenia. Na ostatnim zdaniu zawahałaś się, ale przecież on cię spytał „o czym marzysz”. W tej chwili marzyłaś o nim. Nie wiedziałaś czy może się to spełnić, ale nic innego ci do głowy nie przychodziło. Nie pamiętasz czy ci odpowiedział, nie pamiętasz czy przestałaś go przytulać. Jakby w tamtym momencie urwał ci się film. Film to mało powiedziane. Twój koszmar się skończył. I tak obudziłaś się w swoim łóżku. W domu. Otworzyłaś szeroko oczy dostrzegając wszystkie kolory tęczy. Spojrzałaś na swoją piżamę. Wszystko w kolorach… Tak jak dawniej. To twój pokój, w którym nic się nie zmieniło. Te samo łóżko, wszystkie meble, ubrania w szafie. Za oknem wschód słońca. To znaczy, że była już noc. Nie ma ciągle południa. Na twojej twarzy pojawił się uśmiech. Wyszłaś na balkon pooddychać brudnym powietrzem. Jest tak jak dawniej. Jest poniedziałek. Zaraz… chwila. Jest poniedziałek? Spojrzałaś na wyświetlacz w telefonie.
- Jak to jest poniedziałek?? – Powiedziałaś. Obudziłaś się dzień przed swoim samobójstwem, które nie miało miejsca. Nie miało miejsca naprawdę? Czy miało miejsce, ale we śnie… Spanikowałaś. Czyżby to wszystko ci się śniło? Całe twoje 10 lat w jedną noc…
Pijany ojciec…
nieżywa matka....
samobójstwo…
idealny świat…
Luhan…
To było naprawdę… czy… tylko…

Zbiegłaś szybko na dół schodami. Myślałaś, że się rozpłaczesz. Przeszukałaś wszystkie pokoje. Nie ma nikogo. Zostałaś sama…Usiadłaś na krześle. Teraz było jeszcze gorzej. Nikt. Żadnej żywej duszy. Nieżywej też nie. Usłyszałaś dzwonek do drzwi. Nie chciałaś otwierać. Nie miałaś na to ochoty. Jednak ktoś był tak natrętny, że w końcu się przemogłaś i podeszłaś do drzwi. Otworzyłaś je i natychmiast wytrzeszczyłaś oczy w zdumieniu.
- Aleś ty przestraszona… Twoi rodzice pojechali na zakupy. – Powiedział Luhan opierając się o framugę drzwi. Uśmiechał się wrednie. W tamtej chwili jednocześnie cieszyłaś się, że spełnił życzenia, a zarazem chciałaś mu skopać tyłek. Spełnił wszystkie 3 życzenia?
- Spełniłeś wszystkie życzenia? – Spytałaś z niedowierzaniem. Chłopak podszedł do ciebie bliżej.
- Tak, a w ogóle to dzień dobry. – Powiedział. Chwycił cię rękoma za podbródek i czule pocałował w usta. Byłaś bardzo zdziwiona jego zachowaniem. Kiedy mówiłaś, że chcesz żeby został z tobą, chodziło ci raczej o braterstwo, a nie o związek. Jednak czując smak jego ust na swoich, wątpiłaś czy teraz mogłabyś mu wytykać jego błąd.

- Dziękuję… – Wyszeptałaś cicho. – że naprawiłeś moje życie… - Przytuliłaś się do niego, patrząc jak twoi rodzice podjeżdżają autem na parking. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na moim zegarku wybiła godzina 01:40. Mam wielką satysfakcję, że zaczęłam to i skończyłam w niecałe 6 godzin ^^ 
Dobranoc~

1 komentarz: